Chojnow.pl
Zapoznaj się z naszą Polityką prywatności
facebook twitter YT IG
Logowanie Rejestracja
REKLAMUJ SIĘ NA CHOJNOW.PL SPRAWDŹ NASZĄ OFERTĘ BANERÓW I ARTYKUŁÓW SPONSOROWANYCH

"Jestem dumny, że jestem mieszkańcem Chojnowa" - wywiad z Łukaszem Sypieniem!

Autor admin
Data utworzenia: 17 maj 2012, 09:44 Wszystkich komentarzy: 19


"Jestem dumny, że jestem mieszkańcem Chojnowa" - wywiad z Łukaszem Sypieniem!

Łukasza Sypienia nie trzeba nikomu przedstawiać. Można przypuszczać, że jego nazwisko było najczęściej na językach chojnowian w ciągu ostatnich 10 tygodni. Razem z drużyną, którą dowodził Kamil Bednarek zwyciężył drugą edycję dwójkowego talent-show „Bitwa na głosy”. O tym jak odnalazł się w telewizji, jak program wpłynął na jego życie oraz co planuje w przyszłości Łukasz zdradza w wywiadzie, którego udzielił nam zaraz po powrocie do Chojnowa z finału „Bitwy na głosy”. Życzymy miłej lektury!


Na początek ogromne gratulacje! Co czułeś czekając na werdykt, gdy Hubert Urbański otwierał kopertę?

- To są tak ogromne emocje, wprost nie do opisania! Jak stoimy z naszą szesnastką na schodach i jest moment kiedy przychodzi Urbański i wyciąga kopertę, a tam jest napisane „Kamil” i mówi to –oczywiście my tego do wcześniej nie wiemy, nic nie jest ustawiane – jest ekstaza, szaleństwo. Jest płacz, śmiech, radość. Ciężko jest mi to komukolwiek wytłumaczyć. To nie jest tak jak w TV – stoimy, trzymamy się za rączki i jest atmosfera napięcia. To są tak ogromne emocje, kiedy walczymy o wygranie 100 tys. złotych, gdy widzimy osoby z Fundacji na publiczności, którzy czekają na te pieniądze by spełniać swoje marzenia… To są emocje nie do opisania!

Po ogłoszeniu wyników można było dostrzec łzy na Twojej twarzy. Gdy usłyszałeś, że zwycięzcą drugiej edycji programu „Bitwa na głosy” została drużyna Kamila Bednarka poczułeś ulgę, coś w stylu „opłacało” się, czy zdałeś sobie sprawę, że to już koniec tej cudownej przygody? Jest wtedy w ogóle czas na myślenie?

- Pomyślałem sobie – fajnie, że się nam udało. Oczywiście nie pomyślałem „opłacało się”. Dla mnie to, że się pokazałem szerszej publiczności, że poznałem Kamila (Bednarka - przyp. red.), naszą wspaniałą grupę od której się sporo nauczyłem i dalej się uczę dało mi sporo radości.

Pokazaliśmy wszystkim, że 16-tka z Brzegu, który jest najmniejszym miastem z tej edycji – zaznaczmy, to jest mieścinka, 40 tys. mieszkańców, nieco większa niż Chojnów - dała radę. Pokonaliśmy Warszawę, Poznań, Łódź, a taki Brzeg? Poznaliśmy fanów z całej Polski – e-maile, wiadomości na Facebooku, portalach, kontakt osobisty... Zawsze było tak, że gdy wychodziliśmy z garderoby czekali na nas fani z całej Polski, którzy przyjeżdżali tylko dla nas!

Z jaką reakcją u rodziny i znajomych spotkałeś się po wygranej w „Bitwie…”?

- Po finale dostałem 68 SMS-ów – w tym Twój – i prób połączeń około stu. W studio w ATM, gdzie jest nagrywany program nie ma zasięgu, dlatego dopiero gdy wyjechałem stamtąd, po imprezie, to zobaczyłem.

Moja rodzina była zachwycona, przyjaciele są ze mnie bardzo dumni i cieszą się razem ze mną. Wiedzą, że czekałem na to tyle lat, aż w końcu się udało. W końcu marzenia się spełniły, udowodniłem, że mimo iż pochodzę z małej miejscowości, z Chojnowa, udało się. Bardzo fajne jest to, że poza tym, że spełniłem swoje marzenia, to spełniłem oczekiwania innych ludzi. Były takie słowa – „Łukasz, kiedy zaczniesz się rozwijać?”, które odbierałem bardzo emocjonalnie. Aż w końcu mogłem im pokazać, że ich, ale także moje marzenia się spełniają.

Jakie to uczucie gdy stojąc przed widownią w studio, mając świadomość, że ogląda Cię ponad 2,5 miliona telewidzów wychodzisz na scenę, śpiewasz, tańczysz, reprezentujesz swój zespół?

- O godzinie 19:00 przyjeżdża publiczność, jest z nimi osoba, która ich rozgrzewa, rozmawia z nimi. My o godzinie 19:50 pojawiamy się na schodach, czekamy na „wejście” programu, widzą nas widzowie, machają do nas, piszczą, krzyczą, pokazują transparenty. O 20:05 pojawia się czołówka, my ją widzimy na potężnym telebimie, widocznym czasami w telewizji, włącza się piosenka „It’s my life”, za minutę od tego materiału wchodzimy na wizję, na żywo. Jest osiem kamer, są lunety, człowiek nie zdaje sobie sprawy, że takie urządzenia przenoszą cię do domów miliona telewidzów. Przez pierwsze 2-3 odcinki o tym myślałem, później się zapomina. Rozumiem teraz osoby z show-businessu, które mówią, że już się nie tremują, o tym nie myślą – to jest prawda. My mimo tak krótkiego stażu, w sobotę będzie 11 tygodni, również o tym nie myślimy. Stoimy, tańczymy, śpiewamy, wiemy gdzie popatrzeć, jak nawiązać kontakt z widzem.

Nazajutrz, gdy przyjeżdżam do domu i oglądam to co robiłem w programie, wiedząc jak było za kulisami widzę piękny obrazek, ciężko mi się w tym odnaleźć.


Dwukrotnie miałeś możliwość zaśpiewania „solówek” – jak długo przygotowywałeś się do takiego występu?

- Pragnę pozdrowić moją chórmistrzynię Karolinę, która skończyła najbardziej prestiżowy Uniwersytet Muzyki Rozrywkowej i Jazzowej w Katowicach, która przygotowywała nas z Kamilem. To nie jest tak, że tylko chórmistrzyni nas uczy – Kamil jest na każdej próbie wokalnej, to on wybiera solówki, to on osądza kto ma najciekawszą barwę do danego utworu.

Chciałbym tutaj poruszyć jeden temat – ludzie myślą, że jeśli w którejś z drużyn jakaś osoba się nie pokazała bądź miała mniej solówek od innych to jest słabsza – to nie jest prawda. Jest tak – jeśli jakaś piosenka mi pasuje pod względem barwy głosu to każdy to słyszy, nikt się nie kłóci.

Przyjeżdżamy do domu w niedzielę, mamy poniedziałek wolny, choć od paru tygodni nie mamy nawet tego dnia wolnego, poniedziałek/wtorek przez 6 godzin wokal, czyli przygotowanie do występu chóru, solówek, środa – kolejne 4 godziny wokalu i 4 godziny choreografii, czwartek – 3 godziny chóru, w piątek jesteśmy w Warszawie. I tak w kółko.

Byłeś zadowolony ze swoich indywidualnych występów?

- Tak. Do piosenki „Chan-Chan” już się odniosłem. Uważam, że krytyka podczas piosenki Oasis była potrzebna, dużo się nauczyłem, była to krytyka konstruktywna, wniosła wiele w moje życie. Pomimo tej krytyki śpiewało mi się bardzo dobrze. Pół roku temu nawet nie pomyślałby, że Łukasz X Sypień z Chojnowa, który nic nie znaczył, po 3 miesiącach śpiewa piosenkę z Kamilem przed trzema milionami telewidzów!

Gdy cichną ostatnie nuty piosenki, Hubert Urbański wychodzi na scenę stajecie przed „ekspertami” – jakie temu towarzyszą emocje?

- To jest loteria, nigdy nie wiadomo co eksperci powiedzą, nic nie jest reżyserowane, nikt nie jest wcześniej przygotowany. To jest ich subiektywna opinia, na gorąco. Zawsze jest ta nutka niepewności, czy nie zostaniemy skrytykowani bardzo ostro, czy to się nie odbije na wyniku. Bardzo się bałem, że pierwszy raz jak dostaliśmy negatywne opinie, przy piosence Oasis i No Doubt, że te opinie nam przeszkodzą. Ale jak widać – było dobrze.

Absolutnie nie mamy żalu do ekspertów – oni od tego są, mają nas oceniać, dawać rady, mamy się od nich czegoś nauczyć. Od Kamila, chórzystów, tancerzy, ale również od jury.


Lubisz być oceniany?

- Tak, lubię być oceniany, ale jeszcze bardziej lubię oceniać! ( śmiech )

Gdy w pierwszym występie zapewniliście sobie „nietykalność”, później kilkukrotnie otrzymywaliście najwięcej SMS-owych głosów – czułeś, że wygracie ten program?

- Nie będę przesadnie skromny, każdy uczestnik programu i wszyscy razem – nie chodzi tylko o naszą grupę, lecz również Rynkowskiego, Mezo – mięliśmy w duszy chęć wygrania programu. Nie będę mówił, że nie, finału się nie spodziewałem, że nie mamy szans wygrać. Każdy z naszej trójki – bo właśnie wtedy zaczęła się walka finałowa, z tych 48 osób chciało wygrać. Lecz były chwile niepewności, nie było miejsca na pychę – Kamil nas tak „wychował”, nie jesteśmy pyszni, nie lekceważymy innych, jeśli nam coś nie wychodzi to musimy to przećwiczyć, dopracować, więcej potu, więcej wysiłku, nawet kosztem czegoś.

"Bitwa na głosy” to nie tylko śpiew i taniec, to również sceniczna charakteryzacja, zachowania. Czy bywało tak, że ktoś nie chciał się zgodzić by ubrać akurat takie spodnie czy w ten czy inny sposób zachować się na scenie?

- Były takie sytuacje, że dziewczynom nie pasowały stroje. Jednak styliści, fryzjerzy, choreografowie przed podjęciem ostatecznej decyzji pytali każdego z osobna – czy podoba ci się strój, makijaż, czy nie uprościć ruchów scenicznych. Nie było tyrani, producenci pytali nas czy nam pasuje, czy jest wszystko OK. Każdy z nas miał coś do powiedzenia, nie było to lekceważone.

Wielu wypominało Ci pocałunek – przeróżne głosy na ten temat słyszałem. Intensywnie ćwiczyliście?smile

- Nie, to było bardzo nieprzewidywalne, stało się pod wpływem chwili. Fala komentarzy, która była często negatywna, dość mocno zaznaczyła się na portalach, takich jak YouTube. Jeśli ktoś oglądał finał to wie, że odniosłem się do tego – każdy ma prawo całować tak, jak uważa. Te osoby, które mnie zrozumiały – bardzo mi miło, a tych którzy będą się ze mnie śmiali pozdrawiam.

Kto wybiera utwór, który w danym tygodniu wykonywaliście?

- Utwór wybiera Kamil, chórmistrzyni, później zatwierdza to sztab producentów. W 90% jest to decyzja Kamila.

10 tygodni wciąż z tymi samymi osobami, sporo prób, ćwiczeń. Oglądając kulisy przygotowań można było odnieść wrażenie, że bardzo się zżyliście. Narodziło się wiele przyjaźni?

- Tak, jesteśmy bardzo zżyci ze sobą. Teraz, mimo że spełniliśmy swoje największe marzenie, jest taki moment w naszym życiu, gdy wiem, że to już się skończy, już w sobotę. Nie będziemy widywać się codziennie, nie będziemy razem jedli, płakali, cieszyli się, pracowali, padali ze zmęczenia. Wiadomo, każdy ma swoje życie, studia, rodziny… To jest ta druga strona medalu – będziemy za sobą mocno tęsknić. Na tę chwilę nie potrafię zdać sobie sprawy z tego jak to będzie, jak się nie będziemy widywali. Póki co o tym nie myślę, ale wiem, że ten moment przyjdzie, każdy musi się na niego przygotować. Jednak uważam, że chcieć to móc. Z tymi osobami, z którymi bardziej się zaprzyjaźniłem będę miał czas by się spotkać, szczególnie, że teraz szykuje mi się prawie pół roku wakacji. Będą ogniska, spotkania. Pod koniec czerwca jedziemy do nadmorskiego miasta wszyscy razem odpoczywać, opalać się i imprezować, pozwiedzać.

Co teraz – zamierzacie wspólnie koncertować? Kilka tygodni temu zagraliście w Brzegu.

- Będą koncerty, mamy kilka zaplanowanych, będzie ich kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt. Nasz pierwszy występ będzie w Opolu na telewizyjnej „Jedynce”, termin nie jest jeszcze znany. Zapraszam do oglądania, na Portalu CHOJNOW.PL na pewno ukaże się informacja, kiedy się odbędzie.

Jest szansa na to, abyś przyjechał z zespołem z „Bitwy…” na koncert do Chojnowa?

- I tutaj mam dla Was niespodziankę - już 3 czerwca razem z Kornelą, Nikolą i Paulą wystąpimy na Dniach Chojnowa. Serdecznie wszystkich zapraszam!

W grupie, pomiędzy uczestnikami było czuć rywalizację?

- Nie było rywalizacji między nami. Pierwszy casting do programu jak wiadomo przeszliśmy, lecz później co tydzień, podczas doboru solówek również był casting – stawaliśmy przed Kamilem i śpiewaliśmy. Wiadomo, każdy miał wewnętrzne przeczucie – może w tym tygodniu mój głos podpasuje pod utwór.

Kamil tak to rozplanował, że pomiędzy nami chłopakami było bardzo fair. Dziewczyny mają większe skale, toteż było je częściej słychać jako solistki. Każdy solista był wspierany przez resztę grupy, jak to powiedział Kamil – „Grupa bez asów jest niczym, as bez grupy też jest niczym”.

A pomiędzy zespołami?

- Tylko pomiędzy jednostkami. Jest tutaj tak dużo osób, odmienność charakterów, nie z każdym można się polubić. Nie było chorej rywalizacji, wiadomo, było „marudzenie” pod nosem, jednak ogólna atmosfera była bardzo sympatyczna.


Jeśli nie byłbyś uczestnikiem programu, a tylko widzem, na którą z drużyn oddałbyś swoje głosy?

- Teraz sobie nie wyobrażam, że mógłbym nie być uczestnikiem „Bitwy na głosy”. To jest coś tak wspaniałego, oglądałem ten program jak byłem młodszy i już wtedy bardzo mi się podobało. Jednak dopiero teraz jak to zobaczyłem, od kuchni, to się naprawdę zachwyciłem.

Jeśli nie byłbym uczestnikiem to głosowałbym na drużynę Kamila i Natalii Kukulskiej, którą pragnę pozdrowić, to są wspaniali ludzie.

Jak układały się Wasze, uczestników programu, relacje z Kamilem Bednarkiem? Jaki jest poza sceną, gdy gasną światła? Mięliście okazję tak po prostu z nim pogadać?

- Kamil jest taką samą osobą gdy nie ma kamer, jak i gdy one są. Kamil jest spontaniczny, nie ma w nim fałszu. Jest szczery, potrafi pomóc. Pomimo ogromnego sukcesu, który osiągnął, po 144 koncertach w 2011 roku Kamil potrafi podejść, porozmawiać, pocieszyć. Przed moją solówką w kawałku Oasis z Kornelą i Nikolą, z Kamilem i chórmistrzynią ćwiczyliśmy w jego hotelowym pokoju przez dwie godziny, potem oglądaliśmy razem telewizję.

Kamil jest bardzo dobrym kolegą. Jeździł z nami do domu autobusem, nie swoim prywatnym autem, odseparowany od reszty grupy. Spędzał z nami mnóstwo czasu, był z nami praktycznie zawsze. Ćwiczył z nami, śmiał się z nami, razem świętowaliśmy zwycięstwa, porażki.

A jak pozostali liderzy drużyn? Czuć było od nich „gwiazdorzenie”?

- Monika Kuszyńska, Mezo, Ryszard Rynkowski i Natalia Kukulska to są bardzo fajni ludzie, którzy są naturalni, prawdziwi, pomimo ogromnych karier i stażu w muzyce są bardzo sympatyczni, tak samo byli ze swoimi drużynami jak z nami Kamil. Dodatkowo mieli czas dla nas, członków innych drużyn, by porozmawiać, pośmiać się. Dziennikarze – Agnieszka Szulim, Mateusz Szymkowiak, Hubert Urbański, Rafał Olejniczak – bardzo sympatyczni ludzie.

Sama idea programu, według wielu osób, nie pozwala na indywidualny sukces. Póki jesteście grupą – kojarzą was, lecz w pojedynkę zostajecie anonimowi…

- To nie jest tak do końca. Jak sam wspomniałeś, stałem się osobą bardziej rozpoznawalną. Choć to prawda, „Bitwa…” nie lansuje jednostek, promuje całą grupę i jej trenera. To jest fajne, nie rywalizujemy ze sobą, każdy sukces jest wspólny. Jedni są bardziej rozpoznawalni, inni mniej. Jednak wciąż jesteśmy grupą.

Jadwiga Macewicz, chojnowianka, która w zeszłej edycji występowała w „Bitwie na głosy” koncertuje ze swoim zespołem. Masz podobne plany?

- Tak, chciałbym mieć swój zespół, by tworzyć muzykę jaką kocham. To wszystko musi przyjść w swoim czasie, nie może być to dzieło przypadku.

Czego nauczyłeś się w programie? Jakie lekcje z niego wyniosłeś?

- Przede wszystkim skromności, pokory. Myślałem, że przyjdę do programu i będę mówił: tutaj chcę solówkę i będę ją mieć. Mój charakter również się zmienił – wydoroślałem, choć wciąż jestem dzieckiem. Ten stan się nie zmieni, jest permanentny, mam prawo.

Jestem odpowiedzialny już nie tylko za siebie, za to co mówię, jak się zachowuję, co śpiewam. To co śpiewałem miało pozwolić drużynie dojść do finału. Gdybym zawalił stojąc z przodu to byłoby to kosztem innych ludzi. Nie myślałem wtedy o sobie, tylko o tych 15 osobach, które stały za mną, które liczyły, że nie będę fałszował, nie powiem głupoty, zachowam się z klasą.

To jest lekcja pokory, szacunku do drugiego człowiek, wsparcia. Jeśli miałem prywatny problem, zawsze ludzie ode mnie z grupy byli chętni do rozmów. To były wielogodzinne rozmowy – 7-godzinna podróż, w hotelu, pomiędzy nagraniami, makijażami – był czas.

Jest to również lekcja szlifu muzycznego. Nauczyłem się również tańczyć!


Czy telewizja może zmienić człowieka? „Sodówka” i te sprawy…

- Jasne, może i to bardzo szybko. To zależy od charakteru osoby. W szczególności osoby niedowartościowane są narażone na szybkie „odbicie”. Jeśli masz poparcie w rodzinie, przyjaciołach, znajomych to nie – spójrz na Kamila. Odniósł potężny sukces, jak wychodzimy ze studia setki ludzi czeka na niego, mimo, że ma 21 lat. Dzieci, ich rodzice przychodzą by powiedzieć: „Kamil, super!”. Takiego kogoś trzeba w polskiej muzyce. Jemu nie odbiło, ma wspaniały kontakt z rodziną, wciąż mieszka z rodzicami, z siostrą, bratem. Jest dowodem na to, że odnosząc potężny sukces można pozostać sobą i nie chodzić z głową w chmurach.

Spotkałeś się już z przejawami sympatii u osób, które dotychczas nie przepadały za Tobą?

- Tak… Uważam, że trzeba mieć do tego zdrowy dystans. Na pewno nie będę teraz patrzył na te osoby inaczej, jestem świadom, że dotychczas te osoby mnie nie lubiły, że robiły mi nieprzyjemności. O tym nie warto mówić. Patrzę tylko na pozytywne strony – jeśli taka osoba przyjdzie i powie mi: „Łukasz fajnie, że Ci się udało, że spełniasz swoje marzenia” to przybiję z nią piątkę, pogadam chwilkę i rozejdziemy się w swoje strony. Nie będziemy nagle przyjaciółmi. Miło jest czasem pogadać z kimś, kto dotychczas miał o mnie złe zdanie. Może wynika to z tego, że dotychczas widzieli mnie na pojedynczym występie u nas w mieście, a zobaczyli, że reprezentuję jakiś poziom w programie. Może ktoś pomyślał: „Łukasz to jednak miły i sympatyczny chłopak, który dobrze się zachowuje, nie robi nam wstydu”.

Pierwsze autografy rozdane? Popularność, sława – to Cię pociąga?

- Jest to bardzo fajna sprawa. Sympatia, która jest wysyłana w moją stronę jest bardzo przyjemna. Zdjęcia, autografy… Po finale była bardzo sympatyczna sytuacja – dostałem od dziewczyn wielkiego miśka, długopis na szczęście, którym dzisiaj pisałem maturę, wywołały moje zdjęcia u fotografów. To było bardzo sympatyczne!

Jak wygląda świat telewizji od środka?

- Jest bardzo dużo pracy. Efekt końcowy, który widać na ekranach to efekt wielogodzinnej pracy, przygotowań. W piątek mamy ustawienie kamer – ćwiczymy, tańczymy, kamerzyści muszą wtedy ustawić swój sprzęt odpowiednio, aby ujęcia były efektowne.

Analizując wyniki oglądalności widać, że druga edycja „Bitwy…” przyciągnęła przed ekrany milion osób mniej, niż poprzednia. W czym widzisz szansę tego programu w przetrwaniu? Uważasz, że kolejna edycja powinna się odbyć?

- Uważam, że kolejna edycja powinna się odbyć, choć z drugiej strony byłoby mi bardzo smutno gdyż my jako finaliści nie możemy już brać udziału w programie.

Czym jest to spowodowane? Każdy program talent-show z tego co wiem, mocno spada pod względem oglądalności. Wydaje mi się, że jest taki natłok tego typu programów, że człowiek nie wie co oglądać.

Pierwsze edycje, które powstały kilka lat temu w niektórych przypadkach miały 5-6 mln. oglądalności. Prawie 3 mln. osób obejrzało finałowy odcinek „Bitwy…” – jest to bardzo dobry wynik.


Końcówka programu przypadła na trudny czas dla licealisty – matury. Jak pierwsze egzaminy?

- W mojej drużynie w tym roku do matury podchodzą 3 osoby – ja, Kornela - siostra Kamila i Weronika. W piątek po maturze z polskiego mięliśmy 15 minut po powrocie do domu, od razu jechaliśmy do Warszawy by być na próbach w sobotę. Byliśmy na miejscu o godzinie 20, odpoczynek, w sobotę praca od 7 rano do 22:30.

Dzisiaj była matematyka, nie chcę zapeszać, ale jestem sympatycznie do niej nastawiony. Temat z polskiego również mi podpasował – „Lalka” i „Ludzie Bezdomni”, bardzo cenię autorów tych książek. Teraz mam spokój, w czwartek mam maturę z angielskiego – podstawa i rozszerzenie, w piątek matura z WOS-u. To jest koniec moich matur pisemnych.

W wywiadzie, który udzieliłeś nam przed „Bitwą…” powiedziałeś, że po maturze angielski albo coś z muzyką. Podtrzymujesz swoją decyzję?

- Dla mnie matura jest priorytetem i uważam, że dla każdego młodego człowieka w dzisiejszych czasach powinna być. Uważam, że można studiować i spełniać swoje marzenia. Jeżeli zobaczę, że muzyka da mi możliwość zapewnienia sobie i rodzinie dostatniego życia to z tego skorzystam.

Jak mówi każdy dorosły – trzeba mieć plan B, plan awaryjny – to jest właśnie język angielski.

Jaki moment z całej edycji programu zapamiętałeś szczególnie?

- Moment zdobycia zielonej karty, miałem wtedy zresztą solówkę. Dodatkowo, takim naj, najciekawszym było oczywiście wygranie finału!

Będę to powtarzał do znudzenia – jesteśmy rodziną, która zna się na wylot , przelot i odlot! Spędzamy ze sobą mnóstwo czasu! To były piękne chwile…

Pierwsza połowa 2012 r. była dla Ciebie wyjątkowo udana – czego możemy Ci życzyć w jego dalszej części?

- Znalezienia muzyków, sponsora, producentów i wydania mojej wymarzonej płyty!

Tego Ci zatem życzymy! Co chciałbyś przekazać chojnowianom oraz swoim fanom i fanom programu „Bitwa na głosy”?

- Korzystając z pierwszej okazji po finale – chciałbym podziękować wszystkim mieszkańcom Chojnowa za ciepłe słowa, za to, że spotykając mnie czy moją rodzinę gratulowali, życzyli powodzenia. Dziękuję wszystkim tym, którzy przez te 10 tygodni wysyłali niezliczone ilości SMS-ów. Z tego co wiem, były to gigantyczne liczby wiadomości, które szły z naszego miasta. Mimo, iż małe miasto to potrafiło się spiąć i pomóc mnie i mojej drużynie – to jest też wielki sukces miasta. Dziękuję za wsparcie, ciepłe głosy, SMS-y. Jest mi bardzo miło, jestem dumny, że jestem mieszkańcem Chojnowa.


Powyższy wywiad przeprowadzony został 8 maja 2012 r. Zdjęcia pochodzą z profilu Łukasza na Facebooku.



Komentarze

PSYMON jak wszędzie tylko zazdrości i pisze pierdoły.

BRAWO ŁUKASZ :* jestem dumna ! :)
zgłoś komentarz
PSYMON jak wszędzie tylko zazdrości i pisze pierdoły.

BRAWO ŁUKASZ :* jestem dumna ! :)
Jakie to pierdoły drogie dziecko widzisz w mojej wypowiedzi?
Potrafisz merytorycznie bez personalnych wycieczek to udowodnić czy jesteś 12 latką podniecającą się Łukaszem a swoją zazdrość i pierdoły wykazałaś w innym temacie atakując kogo innego.
zgłoś komentarz
hahah ;) bejbe :* tak mnie rozbawiłeś z emi sie galaretką agrestową odbiło..jeste



zgłoś komentarz
* jestes taki zabawny
zgłoś komentarz
* jestes taki zabawny
Prawdę mówiąc niczego innego po tobie się nie spodziewałem .
zgłoś komentarz
nie czytamy ze zrozumieniem widze :* daj sobie siana kochany
zgłoś komentarz
nie czytamy ze zrozumieniem widze :* daj sobie siana kochany
No widzę że masz problemy z czytaniem tekstu ze zrozumieniem ale że jest was/ciebie dwoje :)
Czyli jak zawsze ,zero na temat ,jak zawsze ad persona bo brak argumentów.
Bez odbioru ,szkoda czasu.
zgłoś komentarz
dobra, to kto w końcu wygrał sypień czy bednarek?
zgłoś komentarz
Please try Google before asking about Awesome Product Website a83_595
zgłoś komentarz

Dodaj Komentarz

Musisz być zalogowany, aby dodać komentarz.