Rozstrzygnięcie plebiscytu na "Ulubionego chojnowskiego nauczyciela"!
W połowie marca zakończyliśmy plebiscyt na Ulubionego Chojnowskiego Nauczyciela. Spośród jedenastu wytypowanych kandydatów nasi Czytelnicy oddając głosy za pomocą naszego Portalu wybrali zwycięzcę. Największą sympatią chojnowian cieszy się...
Wybraliśmy się do szkoły, w której uczy zwycięzca. Klasa, w której spotkaliśmy laureata oblegana była przez uczniów. – Proszę pani, włączy nam pani muzykę? – dało się usłyszeć od wychowanków, którzy tuląc panią Mirosławę Spes dali nam żywy przykład, że nagroda w postaci statuetki i bukietu kwiatów, oraz przede wszystkim tytułu „Ulubionego chojnowskiego nauczyciela” trafiła w dobre ręce.Tym razem "Trójka" górą!
Gratulujemy pani Mirosławie Spes i życzymy wciąż rosnącej sympatii wśród swoich uczniów i ich rodziców, kolegów i koleżanek oraz mieszkańców miasta.
Naszych Czytelników zapraszamy do przeczytania rozmowy z ulubioną chojnowską nauczycielką.
Jakie to uczucie być wybranym przez uczniów – tych obecnych, zapewne byłych, kolegów i koleżanki z pracy, rodziców i uczniów oraz wielu innych mieszkańców Chojnowa ulubionym nauczycielem?
- Bardzo miłe. Jest to sympatyczne, aczkolwiek niekonieczne do egzystencji, do pracy, bo jednak nauczyciela ocenia się innymi kategoriami. Jednak informacja ta sprawiła mi przyjemność.
Jakim trzeba być nauczycielem by odnieść zwycięstwo w takim rankingu?
- Nie mam pojęcia. Ja - jak każdy człowiek - mam wady i zalety. Mam jedną zasadę którą się kieruję – robić swoje. Pracuję od 35 lat – to jest długo. Uczyłam na tablicy z kredą, może nie piórami maczanymi w kałamarzu, ale prawie. Zaczynałam w małej wiejskiej szkole, teraz musiałam się zmienić, nauczyć się obsługiwać komputer. Uczniowie nie mogą być mądrzejsi od nauczyciela, mimo że uczę tych najmłodszych. Myślę, że bardzo ważne jest by wstając rano ze smutkiem nie myśleć „znowu do pracy”. Ja swoją pracę lubię.
Co zadecydowało, że postanowiła Pani wykonywać zawód nauczyciela?
- Zawsze chciałam uczyć. Zdawałam na studia pedagogiczne mając 19 lat i od tego czasu uczę, choć na początku nie dostałam się na studia. Poszłam do pracy – wtedy były takie czasy. Podjęłam studia zaoczne – jedne, drugie. I od 35 lat pracuję w tym fachu. Na pewno gdyby mi nie pasował to bym go zmieniła.
Co najbardziej ceni Pani w swojej pracy?
- Lubię to, że mimo że co 3 lata dostaję pierwszą klasę i teoretycznie robię to samo – uczę mniej więcej tego samego – moja praca jest nieprzewidywalna, zawsze się coś dzieje. Nie jest nudno, tu w rutynę trudno wpaść.
Często mówi się, że nauczycielem jest się również po pracy, po wyjściu ze szkoły. Proszę zdradzić czy łapie się Pani na tym, że po pracy również „włącza” się Pani tryb nauczycielski.
- Tak, rodzina często mówi – nie wykładaj, nie ucz, skończyłaś. Ale np. nie potrafię przejść obojętnie obok dziecka na ulicy, które zachowuje się nieprawidłowo. Nie potrafię również przejść obok leżącego człowieka na ulicy, podniosę go. Myślę sobie wtedy – a jak widzą mnie moi uczniowie, mimo że mam opory. Później mogą powiedzieć – pani przeszła obok tego człowieka. To determinuje życie.
Czasem mówi się na to „smrodek dydaktyczny”. Wykładam i nauczam sąsiadów i rodzinę. Mówi się o posłannictwie, ale to nie tak, bo bierzemy za to pieniądze, to nie jest wolontariat, walczymy o miejsca pracy. Myślę, że człowiek, który nie lubi tego nie może tutaj pracować, bo by oszalał. Teoretycznie jest to fajna praca. Mój tato, który pracował fizycznie zawsze mówił – dziecko, masz czysto, masz cicho, masz ciepło. Jednak to są emocje i one szarpią człowiekiem.
Pamięta Pani swój pierwszy dzień w pracy?
- Pamiętam bo pracowałam na zastępstwie. Szukałam pracy, pomógł mi ówczesny inspektor. Poszłam do szkoły do Goliszowa i dostałam zerówkę. Dzieci mną pozamiatały. Było ich 23. Później ich rodzice mnie pytali – jak pani z nimi pracuje, że one później w domu są takie grzeczne. Wiem dlaczego – one tak rozrabiały w szkole, że w domu nie miały już na to siły.
Później gdy skończył się okres zastępstwa przeniesiono mnie do
Zamienic, tam pracowałam 10 lat. Wtedy miałam już dystans, wiedziałam, co robić
by mną nie pozamiatało.
Dzieci są czujne, wyczują słabość natychmiast. Pamiętam w szkole młodą anglistkę
– super dziewczyna. Pierwsza klasa ją zniszczyła. Dzieci ją ignorowały.
Jaką była Pani uczennicą?
- Dobrą. Dobrze się uczyłam, jednak w średniej szkole byłam przede wszystkim przewodniczącą samorządu, mieliśmy kabaret, nauką się trochę mniej zajmowałam, uczyłam się tego co lubiłam. Byłam więc dobrą humanistką, a już dużo słabszym uczniem przedmiotów ścisłych.
Na studiach musiałam uczyć się dobrze bo już pracowałam. Było mi wstyd
gdy stawałam przed kimś będąc już nauczycielem. To determinowało, że zakuwałam,
mimo że nie zawsze sprawiało mi to przyjemność.
Uczennicą byłam niezestresowaną – tak bym to ujęła. Uczyłam się dobrze, ale nie
byłam kujonem.
Co zmieniłaby Pani w systemie oświaty jeśli miałaby Pani taką możliwość?
- Jako szkoła braliśmy udział w projekcie Socrates Commenius. Byłam w środku tego projektu – gościliśmy w szkole fińskiej, włoskiej, niemieckiej, litewskiej, rumuńskiej, bułgarskiej, greckiej. Porównywaliśmy je. Nie wypadaliśmy najgorzej. Najlepiej było w fińskiej – to doinwestowana szkoła.
Największe wrażenie zrobiły na mnie zajęcia pozalekcyjne, takie „full wypas”. W Finlandii fachowcy uczyli małe dzieci - przyjeżdżali ludzie z filharmonii by uczyć dzieci grać na instrumentach, plastyki uczyli artyści. Takich zajęć życzyłabym naszym uczniom. Wszystko to było za darmo. U nas też są wprawdzie kółka zainteresowań – biologiczne, matematyczne – ale to nie to samo.
Z drugiej strony my nie wypadliśmy źle w tym porównaniu, jako kraj, jako szkoła, jak system oświaty.
Na koniec proszę zdradzić przepis na sympatię jaką darzą Panią uczniowie.
- Nie znam go. Może uczniowie mnie lubią dlatego, że uczę tyle lat, mam
doświadczenie. Jako nauczyciel edukacji wczesnoszkolnej nie narażę się nikomu.
Wiele lat uczyłam muzyki, nie robiłam z tego przedmiotu, tylko mając gitarę i
zaplecze piosenek turystycznych wszyscy śpiewaliśmy. W końcu muzyka łagodzi
obyczaje. Sama jestem członkiem chóru Skoranta, lubię śpiewać i starałam się to
zaszczepić wśród moich uczniów. Ucząc muzyki trudno się komuś narazić.
Dzieci generalnie kochają swoje panie. Nawet po tej 3 klasie gdy idą do
starszej klasy to z sympatią wspominają pierwsze lata w szkole, piękny okres
dzieciństwa.
Myślę też, że mam mało wrogów. W każdym etapie swojego życia zyskałam wielu przyjaciół.
Dziękujemy za rozmowę i życzymy kolejnych sukcesów!
- Bardzo dziękuję. Dziękuję wszystkim, którzy na mnie głosowali w plebiscycie Portalu chojnow.pl.
Komentarze
19:36
20:09
08:13