Query error chojnow.pl - Góry dla leniwych - część 3. Z anegdotą w plecaku na Szrenicy.
Chojnow.pl
Zapoznaj się z naszą Polityką prywatności
facebook twitter YT IG
Sign in Sign up
REKLAMUJ SIĘ NA CHOJNOW.PL SPRAWDŹ NASZĄ OFERTĘ BANERÓW I ARTYKUŁÓW SPONSOROWANYCH

Góry dla leniwych - część 3. Z anegdotą w plecaku na Szrenicy.

Author: Jerzy Kucharski
Creation date: 11 April 2014, 11:33 All comments: 0


Góry dla leniwych - część 3.  Z anegdotą w plecaku na Szrenicy.

Wiecie, że zaczynam się bać. Czego? Terminów publikacji kolejnych tekstów. Na chojnow.pl spokój, a na e-legnickie terminów pilnuje szefowa.

Zawsze jest problem od czego to zacząć. To już było. To warto rozwinąć. To wyleciało mi z głowy. Zapomniałem o tamtym.

Fajnie macie. Wchodzicie lub nie. Czytacie lub nie czytacie. Czasami pojawia się komentarz, a nawet i nie. Dobra, dość narzekania.

Jesteśmy na Szrenicy. Wiem. Była zadymka. Nie. To może był huragan. Nie. Ładna pogoda. Też nie. Zima, wiosna, lato lub jesień. Zastanówcie się wreszcie. I co? Tak myślę i dochodzę do wniosku, że byłem chyba w każdych warunkach na Szrenicy. Nie wiem jak wy?

Wyobraźcie sobie, że mogę stworzyć każda pogodę. Wystarczy ją wklepać w pamięć komputera i zapisać. Jednak tej pogody nie wklepałem, lecz odczułem na własnej skórze wchodząc na Szrenicę i dodatkowo prowadząc grupkę śmiałków, dla których Szrenica stała sięK-2. Taki zbieg okoliczności. Film w kinach i niezapomniany 13 marca w Karkonoszach.

Takie sytuacje stają się kanwą anegdot, które przez liczne powtarzanie urastają do rangi niemal historycznych wydarzeń karkonoskiej turystyki.

Bez kłopotów dotarliśmy do schroniska na Hali Szrenickiej. Tu musiała zapaść decyzja co dalej. Wracamy, czy atakujemy szczyt? Taką decyzję zawsze podejmuje tylko jedna osoba. Patrząc z boku ujrzeć można spokojną twarz. To pozorny spokój, gdyż czacha dymi.


Szrenicę znam jak własną kieszeń. Taka pewność potrafi zgubić i zgubiła niejednego.

Jaka decyzja? Idziemy.

Słabsi zostali w schronisku z opiekunem, a pozostali ruszyli na szczyt. Grupę zamykał Jasiu. Nie macie pojęcia jaki to komfort mieć Janka za plecami. Mogłem skupić się na trasie.

Pod górę. Kosówka z prawej i lewej. Łuk w lewo. Spłaszczenie i rozwidlenie.

Wiatr był silny, niemniej jednak najgorsze miało się dopiero rozpętać.

Piekło rozpoczęło się za rozwidleniem szlaków pod Szrenicą. Wiało nam w plecy. Nikt nie odczuwał uderzeń poderwanego lodoszreniu. Co to takiego? W marcu na stokach Szrenicy zalega stary śnieg przypominający drobną kaszkę, na którą składają się kryształki lodu. Owego 13 marca ta kaszka nie leżała tylko latała. Do czego to porównać? Latający papier ścierny lub coś w tym rodzaju.

Widzialność prawie zerowa, wiatr, lodoszreń i gdzieś przede mną szczyt. Takie są Karkonosze. Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że te góry są pierwszą przeszkodą dla mas powietrza z nad Atlantyku. Tu również dochodzi do zderzenia się wilgotnych i chłodnych mas powietrza polarnomorskiego z ciepłymi oraz suchymi masami powietrza zwrotnikowokontynentalnego. Do takiego zderzenia doszło w 1997 r. we wschodniej części Sudetów. W Masywie Śnieżnika zanotowano opad przekraczający 300 litrów na metr kwadratowy wciągu doby..

Idąc na Szrenicę w niesprzyjających warunkach warto pamiętać, że po lewej ręce mamy kosodrzewinę, a po prawej wolną przestrzeń. Na drodze kosodrzewina nie rośnie. Jeśli po prawej pojawi się jednak kosodrzewina, to jesteśmy na zakręcie pod szczytem. Teraz w lewo i pod górę. Trawersujemy stok szczytu. Niebawem zbiornik z platformą widokową i schronisko.

Fajnie się to pisze. Owego 13 marca było trochę inaczej. Mijam wszystkie punkty kontrolne i… Czemu nie ma schroniska? Teraz powinno być spłaszczenie. Nie ma. Galopada myśli i… Olśnienie! Wchodzę na dach schroniska po zaspie. Nie śmiejcie się. Słyszę. Zatrzymałem się poniżej rynny.

W schronisku cisza, spokój i my. Siedząc przy oknie aż trudno uwierzyć w to piekło, które rozpętało się na grzbiecie Karkonoszy. Piekło, piekłem, kawa stygnie. I tu powstała jedna z najsłynniejszych anegdot o kawie na Szrenicy. Okazało się, że na nami szedł jeszcze ktoś. Kto? Ktoś. Wymiarowo to spokojnie ponad metr dziewięćdziesiąt. Przy takiej masie huragan, to dla niego zefirek. Zdziwił się widząc nas i my widząc jego. Tradycyjne cześć i pytanie o pogodę. Może wiaterek zelżał. Okazało się, że jest gorzej niż źle. Nie wiedział w jakich warunkach wchodziliśmy. Jemu najlepiej wchodziło się na czworaka. Gorąca kawa raptownie ostygła. Mrożonej kawy nie zamawiałem. Wszystko się zgadza. Teraz będzie piekło. Dlaczego? Droga powrotna, to droga pod wiatr.


Kto ma dyżur na Szrenicy? Pognałem do obserwatorium meteorologicznego. Tu spotkałem kolegę ze studiów, Witka Gorączkę. Tak, to ten co zaobserwował zjawisko „padania” deszczu pod górę na Śnieżce. Co tam deszcz o odmiennej orientacji. Barometr, barograf, co z ciśnieniem?! Wykres ciśnienia przypominał mi krawędź Wielkiego Szczelińca od strony Karłowa. Typowy cyklon. Według oceny Witka najgorsze miało rozpętać się za dwie godziny. Krótkie cześć i spadam.

Wybebeszyłem cały plecak. Z linek powiązałem pętelki, w które mieli powsadzać dłonie uczestnicy ataku szczytowego. Czapki na oczy.

Sądzicie, że z chęcią wkładali dłonie w pętelki. Dadzą radę. My nie przedszkolaki. Nie będziemy nic widzieć. A co chcecie oglądać? Huragan.

Pomógł mi wiatr. Dwóch uczestników wychyliło się za ściany schroniska. I co? Pofrunęli? Nie. Zatrzymali się na drewnie. Teraz każdy wpychał rączkę w pętelkę i czapeczkę na oczy. To co w normalnych warunkach pokonuje się w pięć minut, my pokonaliśmy w dwadzieścia i pięć minut. Każde moje zatrzymanie związane było z tym, że każdy kolejny wpadał na tego z przodu. Nie musiałem się obracać i sprawdzać stan grupy. Liczyłem tylko uderzenia. Jeden, dwa, …, siedem.

Tak dotarliśmy na Halę Szrenicką. Tu rozpętała się burza wrażeń. Z potoku słów wyłapałem to jedno, które najczęściej się powtarzało, K - 2. Może to ich K - 2. Dla mnie kolejny dzień pracy. Czy tylko? Nie. Było zawsze to coś jeszcze. Co? No to coś co sprawia, że wiedząc co nas czeka wrzucamy plecak i wyruszamy na szlak.

Takie są góry, które są pełne anegdot, opowiadań i legend. Każdy ma swoje góry i anegdoty. Każdy opowiada je na swój sposób. Każdy je inaczej odbiera. Dlatego te góry są moje. Wędrując ze mną, wędrujecie po moich górach.

Szaleństwo. W taką pogodę wchodzić na grzbiet Karkonoszy? Może i szaleństwo? Choć statystyki temu zaprzeczają. Tu jest bardziej bezpieczniej niż na dole. Dowody? Podczas najbliższego weekendu zginie na naszych drogach więcej osób niż w Karkonoszach na przestrzeni kilkunastu lat. Nie zwrócicie nawet na to uwagi. Więcej zainteresowania wzbudzi w was jeden zabłąkany w górach niż kolejna matka z dziećmi potrącona na przejściu dla pieszych przez motocyklistę.

Poza tym podczas silnych wiatrów bezpieczniej jest na górze. Dziwicie się? Na dole może wam spaść na głowę sucha gałąź, spadająca dachówka, latający arkusz blachy. Na górze nie spadnie wam nic. Kosówka was przygniecie? Może, gdy będziecie szli na czworaka.

Linka przydała się jeszcze raz. Szliśmy ze schroniska pod Łabskim na Szrenicę. Koniec linki miałem przywiązany do plecaka, a drugi koniec trzymał zamykający grupę. Wszyscy pozostali mieli być miedzy nami. Linka nie służyła do asekuracji tylko do komunikowania się między nami. Może nie zwróciliście na to uwagę, że podczas wiatru słyszymy jedynie szum, łopot i uderzenia kropel deszczu, krupy śnieżnej lub lodoszreniu. Raz, dwa – stajemy. Proste. Wędrując w takich warunkach można zgubić całą grupę.


Nadal uważacie to za szaleństwo? Pamiętajcie, że zawsze można się wycofać. Szaleństwem staje się niedzielny lub świąteczny spacer, podczas którego może nas zabić pijany kierowca. Szaleństwem staje się oczekiwanie na przystanku na autobus. Tu też możemy być skasowani przez pijanego lub naćpanego kierowcę. Na przejściach dla pieszych w ostatnim roku zginęło 200 osób. To jest szaleństwo. Więcej niebezpieczeństw czeka was, gdy wyjdziecie z domu niż, gdy wyruszycie na szlak. W górach szybciej ktoś wam poda pomocną dłoń i nie odmówi pomocy. Przesadzam? Chyba nie.

Wróćmy do rzeczywistości. Jesteśmy w schronisku na Szrenicy. Na ścianach wiszą zdjęcia pozostawione przez gości i przyjaciół Pani Basi i Ewy. Gorąca kawa lub herbata sprawia, że ludzie zaczynają tu mówić ludzkim głosem. To czas na podzielenie się wrażeniami, anegdotami. Można przy okazji spotkać starych znajomych, których spotkamy ponownie może za parę lat i też będziemy się cieszyć ze spotkania.

Najfajniejsze są jednak kolacje w schroniskach. Najdłuższa trwała dziesięć godzin. Niemożliwe? W Chatce pod Śnieżnikiem wszystko było możliwe.

Jesteśmy na 1362 m n.p.m. plus jedno piętro. Historia tego schroniska związana jest z powstanie w 1918 r. Czechosłowacji. Naprawdę!? To nie jest żart. Czesi stali się gospodarzami na własnej ziemi. W 1921 r. odmówiono Kurtowi Endlerowi koncesji na dalsze prowadzenie schroniska „Voseckiej boudy”. W ten sposób Czesi chcieli usunąć niemieckich właścicieli schronisk.


W Karkonoszach zrobiło się gorąco, gdyż powyższą decyzję przyjęto po śląskiej stronie wrogo. Sprawy potoczyły się bardzo szybko. Niemcy postanowili wybudować po drugiej stronie granicy konkurencyjne schronisko na Szrenicy. Już 11 września 1921 r. wmurowano kamień węgielny pod nowe schronisko. Zaproszeni goście weszli na szczyt i w wydrążonym otworze granitowego bloku podmurówki umieszczono odpowiedni dokument. Zgodę na wybudowanie schroniska wydał właściciel Szrenicy hrabia Schaffgotsch. Autorami projektu byli bracia Albert z Jeleniej Góry. Pracami kierował Menzel ze Szklarskiej Poręby. W trakcie ceremonii poświęcenia kamienia węgielnego prosił on o przychylność dla budowniczych u samego Ducha Gór Liczyrzepy.

Chyba miał jakieś chody u Ducha Gór, gdyż zimą 1922 r. schronisko przyjęło pierwszych gości.

Sytuacja polityczna uległa zmianie po 1945 r. Po 1946 r. schronisko na Szrenicy nosiło nazwę „Patia”. Nazwa ta nie przyjęła się wśród turystów. W następnym roku schronisko zyskało obecną nazwę, która została zaakceptowana i obowiązuje do dnia dzisiejszego, pomimo zmiany właściciela.

Tradycji musiało stać się zadość. Co się musiało stać? Tradycją w Karkonoszach są pożary schronisk. Stało się to w 1968 r. Potem przez długie lata trwał remont, którego również nie ominął pożar. Dopiero zmiana właściciela sprawiła, że skończył się remont. Poszła fama po Szklarskiej Porębie, że właścicielką schroniska została szalona Pani Basi. Ująłem to delikatnie. Pani Basia ogłosiła, że zaprasza na Sylwestra, który odbędzie się w schronisku na szczycie Szrenicy. Sylwester?! Remont trwał ćwierć wieku, a Ona chce zrobić Sylwestra? Na przygotowanie jego miała zaledwie parę miesięcy. Zrobiła? Zrobiła. Postawiła schronisko na nogi. Zanim zrobiła powitanie nowego roku, to 19 grudnia 1992 r. nastąpiło oficjalne otwarcie schroniska. Przyznam się, że pierwszą herbatę piłem w schronisku przed 19 grudnia 1992 r.

Z 19 grudnia wiąże się również anegdota. Potrzebowałem tej daty do mojego przewodnika. Co zrobić? Telefon. Dzwonię na Szrenicę. Odbiera Pani Basia. Sądzicie, że otrzymałem potrzebną mi informację. Oberwało mi się za to, że od pięciu miesięcy nie wpadłem na kawę do Pani Basi. Przewinąłem szare zwoje i okazało się, że z tymi pięcioma miesiącami to prawda. W najbliższą sobotę pojechałem stopem na południe. Przeleciałem przez Łabski bez odpoczynki, wypiłem kawę z Panią Basią, spisałem datę, spadłem do Szklarskiej i do domu. Tylko cały dzień z powodu jednej daty.

Czas opuścić schronisko na Szrenicy. Jeśli kiedyś was zastanie tu wieczór, to poczekajcie na zachód Słońca. Warto. Jeśli szczęście wam dopisze i będzie jeszcze pełnia Księżyca, to będziecie mogli zaobserwować zachód ze wschodem. Gdzieś nad Libercem będzie zachodzić Słoneczko, a nad Śnieżnymi Kotłami pojawi się Księżyc w pełnej krasie.


Nic nie wymyślam. Tak było. Szliśmy od hotelu „Las” przez Śnieżne Kotły na Szrenicę. Po drodze jest schronisko pod Łabskim Szczytem. Wiecie co zrobiłem? Pognałem wszystkich na Szrenicę nie wchodząc do schroniska pod Łabskim. Myślałem, że mnie zabiją wzrokiem. Dobrze, że w okularach mam kuloodporne szkła. Obiecałem im za to to coś, czego nigdy nie zapomną. Coś? Nie mnie.

Na Szrenicy był dłuższy odpoczynek i to coś. Wyprowadziłem ich na zachód Słońca. Zapomnieli o bożym świecie. Gdy zniknęło Słońce, pojawił się Księżyc. Byłem uratowany. W schronisku linczu nie będzie.

Zagadałem was dzisiaj. No, ale takie są góry.

Opuszczę Szrenicę na jeden odcinek. Gdzie się udamy za dwa tygodnie? Do Chojnowa. Zaskoczeni?! To nie góry. Zgoda. Za dwa tygodnie zaproszę was jednak do Chojnowa. Co będę chciał wam pokazać? Niech to będzie niespodzianka.



Jerzy Kucharski



Comments

This entry has no comments yet.

Add Comment

You have to be loggin to add comment.