Chojnow.pl
Zapoznaj się z naszą Polityką prywatności
facebook twitter YT IG
Logowanie Rejestracja
REKLAMUJ SIĘ NA CHOJNOW.PL SPRAWDŹ NASZĄ OFERTĘ BANERÓW I ARTYKUŁÓW SPONSOROWANYCH

Zamki, skanseny, parki i wypadek drona. Kolejna wyprawa chojnowskiego cykloturysty [cz. 1]

Autor Rafał Wyciszkiewicz
Data utworzenia: 25 wrzesień 2021, 16:30 Wszystkich komentarzy: 2


Zamki, skanseny, parki i wypadek drona. Kolejna wyprawa chojnowskiego cykloturysty [cz. 1]

Rok temu chojnowski podróżnik rowerowy Rafał Wyciszkiewicz, zamknął pętlę wokół kraju, dojeżdżając do Krynicy Morskiej. Gdzie wybrał się w tym roku? Przeczytacie poniżej w jego relacji...


Z wytyczeniem wcześniejszych tras nie było problemu, bo po prostu miałby biec po obwodzie kraju, jak najbliżej jego granic. W roku ubiegłym zamknąłem pętlę w Krynicy Morskiej - teraz miałem dylemat, gdzie pojechać w tym roku? Jako, że nigdy nie byłem w okolicach Kielc, postanowiłem więc odwiedzić ten region i nie tylko. Zanim wyruszyłem, musiałem wymienić kilka części w rowerze, tylko z powodu zacinającej się manetki zmiany biegów. Kiedy 9 lat temu kupowałem rower, standardem było 9 biegów. Niestety teraz już nie do kupienia, więc zmuszony byłem wymienić na 10 rzędową, a to niestety wiązało się także z wymianą łańcucha, przerzutek, kasety oraz korby i bólem finansowym, bo przyjemność ta kosztowała mnie dwójkę z trzema zerami. Ale kolejne 10 lat mam spokój, dlatego warto kupować osprzęt dobrej klasy.

Osprzęt, jaki musiałem wymienić w rowerze przed wyprawą

Dzień pierwszy - 58 km, czas jazdy 4.30

Podroż rozpocząłem 6 sierpnia pociągiem z Chojnowa do Katowic. Kilka razy byłem w tym mieście na koncertach, ale nigdy nie miałem okazji pozwiedzać.

Restauracja w pokopalnianym budynku w Katowicach

Nowo budowany apartamentowiec w Katowicach

Pomnik Powstańców Śląskich w Katowicach

Tutaj oczywiście obowiązkowe zdjęcie przy najbardziej charakterystycznej budowli miasta - Spodku, gdzie byłem przed laty na koncercie mojego ulubionego metalowego bandu Iron Maiden. Sfotografowałem też budynek Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia. Akustyka tej sali należy do najlepszej na świecie. Marzę, aby kiedyś wysłuchać w niej jakiegoś koncertu. Jest tak zaprojektowana, że z każdego miejsca dźwięk słychać tak samo.

Katowicki Spodek

Budynek Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia w Katowicach

Pięć kilometrów od centrum, odwiedziłem słynny Nikiszowiec, czyli dzielnicę górniczych familoków. Przyznam, że fajnie wyglądają te zamknięte, jednakowe podwórka, połączone bramami. Jest to popularne miejsce wśród turystów, których dowożą tu meleksy.

Górnicze osiedle Nikiszowiec w Katowicach

Następnie udałem się do Chorzowa, gdzie dwie godziny spędziłem na zwiedzaniu Górnośląskiego Parku Etnograficznego. Znajduje się tu aż 100 obiektów, podzielonych na 6 regionów. Mam na swoim koncie już kilka zwiedzonych skansenów, ale po raz pierwszy widziałem tu fajne urozmaicenie zwiedzania. Po wejściu do chaty z klasą szkolną, z głośników dochodziły odgłosy lekcji a w kuźni pracy kowala.

Górnośląski Park Etnograficzny w Chorzowie

Po wyjściu z tego nieistniejącego już świata, sfotografowałem stadion Śląski, znajdujący się obok. W 1991 roku byłem tu na swoim najlepszym koncercie, gdzie grało legendarne AC/DC i Metallica. Niestety nie mogłem zrobić zdjęcia z drona, gdyż jest to zamknięta strefa dla lotów w mojej kategorii.

Stadion Śląski w Chorzowie

Wyjeżdżając z Katowic spytałem o drogę do Czeladzi siedzącego na ławce rowerzystę. Ten postanowił mnie poprowadzić, bo właśnie tam mieszkał. Zrobiło się bardzo późno, więc trzeba było rozejrzeć się za miejscem na nocleg. Nie było sensu jechać dłużej, gdyż kawałek dalej było kolejne miasto. Niestety trafiłem na osiedle zwartej zabudowy i trzy pytane osoby odmówiły mi zgody. Nie miałem wyjścia, bo zrobiło się już prawie ciemno i gdy zobaczyłem przy drodze budowany domek, postanowiłem tam przenocować. Kilkanaście metrów dalej mieszkali ludzie, więc musiałem być dyskretny, nie zdradzając swojej obecności. Zanim rozłożyłem materac i śpiwór na betonie, trzeba było uprzątnąć nieco sprzęty budowlane i tonę kurzu. Dobrze, że miałem folię, bo materac od razu nadawałby się do prania.

Pałac Saturna w Czeladzi, w którym mieszczą się termy

W tym hotelu kat. Lux spędziłem pierwszą noc

Dzień drugi - 74 km, czas jazdy 5.10

Moje starty do kolejnych etapów rozpoczynałem przeważnie o 10 rano, ale pierwszego ranka pobiłem totalny rekord, bo o 6.30 już mnie tam nie było. A to dlatego, że nie miałem pewności, iż nie przyjadą rano na budowę robotnicy. No to by się nieźle zdziwili, widząc mnie kimającego w tym "hotelu kategorii Lux". Startując tak wcześnie rano, po kilku minutach znalazłem się pod będzińskim zamkiem, który o poranku wyglądał bajkowo.

Zamek w Będzinie

Pałac w Będzinie

Kilka kilometrów dalej, dotarłem nad dwa duże zbiorniki pokopalniane w granicach Dąbrowy Górniczej. Jest to raj dla miłośników rowerów i rolek, gdyż przez kilka kilometrów wzdłuż tych jezior, ciągnie się piękna ścieżka rowerowa, na której panuje spory ruch.

Zbiornik Kuźnica Warężyńska w Dąbrowie Górniczej

Następnie dojechałem do miasteczka Siewierz, gdzie zwiedziłem ruiny zamku.

Zamek w Siewierzu

Fontanna w Siewierzu

Jednym z najważniejszych celów wyprawy, były potężne ruiny warowni Ogrodzieniec w Podzamczu. Byłem tutaj w 2003 roku przejazdem samochodem. Wtedy to jeszcze na zamku została scenografia po filmie A. Wajdy "Zemsta". Ostatnio zamek można było zobaczyć w netflixowym serialu "Wiedźmin". Niestety teraz trafiłem na dni miejscowości i obok niego stała scena, na której rudowłosy Michałek próbował udowodnić, że umie śpiewać. Tym samym ciężko było o fajne zdjęcie z góry, bo tłum ludzi psuł ujęcia. Jak popularne jest to miejsce, niech świadczy fakt, że oprócz mojego, w powietrzu latały jeszcze dwa drony, więc było niebezpiecznie.

Na zamku Ogrodzieniec, gdzie byłem w 2003 roku

Ruiny zamku Ogrodzieniec w Podzamczu

Dziś znów miła sytuacja na trasie. Kiedy w jednej z miejscowości pytałem jadącego starszego gościa o drogę, ten powiedział, że też jeździ po Polsce. Zaprosił mnie na herbatę i przez godzinę rozmawialiśmy oczywiście o wyprawach rowerowych i jego pracy, gdyż był emerytowanym maszynistą na kolei. A na wyprawy zaczął jeździć dopiero wówczas, gdy przeszedł na emeryturę, będąc przykładem, że na rower nigdy nie jest za późno. Choć ja ubolewam, że dopiero w wieku 34 lat pojechałem na pierwszą wyprawę. Okazało się, że na jednej z nich, zawitał do Bolesławca. Właśnie takie sytuacje też lubię na wyprawach, gdzie można pogadać z ciekawymi ludźmi.

Dzisiejszy dzień zakończyłem w otoczonym skałkami Ryczowie u miłego gospodarza, który pozwolił zerwać pomidorki z przydomowej szklarni, zaproponował łazienkę i piwko, przy którym spędziliśmy wieczór na rozmowach.

Skałki w Ryczowie

Strażnica w Ryczowie

Po pierwszym dniu, gdy wszystkie osoby odmówiły noclegu, i jak się okazało, był to jedyny raz, dziś odzyskałem wiarę w ludzkie dobro.

Dzień trzeci - 50 km, czas jazdy 3.30

Dzień rozpocząłem ostrym podjazdem, zmierzając na zamek w Smoleniu. Po drodze spotkałem czterech sakwiarzy, którzy też tam jechali, więc przez kilka kilometrów im towarzyszyłem. Bardzo się zdziwili, że ja z tak obładowanym rowerem podjechałem pod tą 7% górę. Widocznie pozory mylą, bo za to ja byłem przekonany, że oni kawał chłopów, mają dużo sił.... ale o tym za chwilę. Po przybyciu na miejsce, gdy dowiedzieli się, że na zamek się nie wjedzie i trzeba iść... 5 minut pieszo, powiedzieli, że są zbyt leniwi i rezygnują. Myślałem, że padnę ze śmiechu. Byłem pewien, że oni z tymi sakwami wyjechali na jakąś większą wyprawę, a ci mi mówią, że tylko na 3 dni - ech sakwiarze...


Ruiny zamku w Smoleniu

Po zwiedzeniu ruin smoleńskiego zamku, o 15:00 dojechałem do jednego z najpiękniejszych zakątków w kraju - Ojcowskiego Parku Narodowego, gdzie zwiedziłem jeden z najważniejszych zamków na trasie w Pieskowej Skale.

Zamek w Pieskowej Skale, gdzie byłem w 1986 roku

Niestety wcześniej nie kupiłem biletu i trzeba było odstać w kolejce pół godziny, bo zamek ten oblegany jest przez turystów. Dla niezorientowanych dodam, że kręcono tu m.in. seriale "Janosik" oraz "Pierścień i róża". Niedawno budowla przeszła gruntowny remont elewacji i na zdjęciach nie wzbudzała mojego entuzjazmu, wyglądając trochę za ładnie, ale na żywo nie było tak źle. Największe zastrzeżenia mam jednak do metalowo-szklanej kawiarni, jaką postawiono na murach, zupełnie nie pasującej do całości. Byłem już tutaj w latach 80-tych, kiedy to przeszedłem pieszo całą Doliną Prądnika. A dlaczego uważam, że to jeden z najpiękniejszych zakątków? Bo skałki wprost wyrastają zza nielicznych tu domów i ciągną się na przestrzeni kilku kilometrów. Wygląda to wprost bajkowo.

Skałki w Sułoszowej

Maczuga Herkulesa w Pieskowej Skale

Dolina Ojcowska

Skałki w Pieskowej Skale

Niestety kiedy tu dotarłem, było późne, zachmurzone popołudnie, ale nie ma tego złego.... o czym później. Musiałem się spieszyć, by wyjechać z parku, gdyż na dziko nie wolno się w nim rozbijać, a jak wspomniałem, domów tu zaledwie kilka. Tego upalnego dnia na całej trasie minąłem po drodze może jeden sklep spożywczy, więc w końcu skończyła się woda. Małą butelczynę kupiłem dopiero w Ojcowie za... 6 złotych. Polscy handlarze to jednak pazerni zdziercy. Za chwilę pożałowałem, bo w jednym z domów gospodarz uzupełnił mi bidony zupełnie za darmo. Kiedy już wyjeżdżałem ze wsi, postanowiłem spytać o możliwość rozbicia namiotu w jednym z ostatnich domów. I tu kolejna radość, bo kobieta się zgodził a dla mnie było to jedno z najpiękniejszych miejsc, w jakich nocowałem - pośród skałek i tuż koło płynącego potoku.

W tak pięknych okolicznościach przyrody spędziłem noc

Dziś zrobiłem zaledwie 50 kilometrów, ale miałem sporo do zwiedzania i ciężki etap, gdyż nie było chyba kilometra prostej drogi, a 7% podjazdów nawet nie zliczę. O dziwo nie pokonywałem ich z językiem na brodzie, bo widocznie większa ilość przejechanych kilometrów przed wyprawą odniosła skutek. Dla porównania w ubiegłym roku przed wyjazdem miałem odbytych 15 wycieczek a teraz 45. Ten rok jest pierwszym od wielu lat, gdzie tak często jeżdżę rowerem. Niestety wieczorem rozpętała się wielka burza, która trwała kilka godzin. Na szczęście folia którą wziąłem, uratowała namiot przed powodzią.

Dzień czwarty - 84 km, czas jazdy 5.30

Ranek powitał mnie pięknym słońcem, więc postanowiłem jeszcze raz wrócić do Ojcowa i ponownie utrwalić skałki oraz Bramę Krakowską, które wyglądały bajkowo w porannym słońcu.

Skałki w Ojcowie w porannym słońcu

Przy Bramie Krakowskiej w Ojcowie

Po kilku kilometrach sfotografowałem zamek w Korzkwi i nie wiedzieć jakim cudem znalazłem się w ...Czechach.

Zamek w Korzkwi


Czyżby GPS aż tak się pomylił?

Na szczęście była to tylko nazwa wioski. W południe nowym, 800 metrowym mostem w... Nowym Korczynie, przekroczyłem po raz pierwszy Wisłę. Co ciekawe, obok jest drugi most na Nidzie, czyli w tym miejscu koło siebie płyną dwie znane rzeki. Po zjeździe z mostu, 20 kilometrów jechałem wyasfaltowaną Nadwiślańską Trasą Rowerową, poprowadzoną na wale rzeki.

Nowy most na Wiśle w Nowym Korczynie


Wiślana Trasa Rowerowa za Nowym Korczynem

Większa część tego szlaku jest już ukończona (kolega w ubiegłym roku ją przemierzał). Można było chwilę odpocząć od wszelkiego ruchu, ale kiedy 3 lata temu przemierzałem nad morze trasę na wale Odry, po niemieckiej stronie, to po 3 dniach jazda wśród pól, z widokiem jedynie na rzekę, może się znudzić. Tego dnia sfotografowałem jeszcze basztę w miasteczku Kazimierza Wielka i to były wszystkie atrakcje na dzisiejszym etapie, który również był ciężki, bo na 84 kilometry 60 to były same 4-7% podjazdy i zjazdy.


Baszta w Kazimierzy Wielkiej

By wam uświadomić, ile to jest 7%, to napiszę, że wzniesienie za Chojnowem w kierunku Rokitek ma 3%. Nie sądziłem, że w tej części kraju teren jest tak mocno pagórkowaty. Mam wrażenie, że w Bieszczadach tak męcząco nie było, bo tam może są dłuższe, lecz łagodniejsze, a tutaj kilkudziesięciometrowe, ale ostre podjazdy. Tylko jeden mnie pokonał, bo był tak stromy, że ciężko było wprowadzić rower, a co dopiero wjechać z 20 kilogramowym bagażem. Ta stroma ściana płaczu, w wiele mówiącej miejscowości Górna Wieś, miała aż 14%. Kiedy już wtoczyłem się na górę, zauważyłem spory ubytek powietrza w kole. Okazało się, że przebiłem dętkę. Kiedy wymieniałem, swą pomoc zaoferował gospodarz domu obok. Oczywiście nie potrzebowałem pomocy, ale to jeszcze jeden dowód na serdeczność ludzi. Na szczęście była to jedyna guma na wyprawie, bo miałem obawy, gdyż kilka dni wcześniej w ciągu dwóch przejażdżek, przebiłem dętkę 4 razy, ustanawiając jakiś niesamowity rekord, bo tyle gum nie złapałem na wszystkich swoich wyprawach. Winna była opona, którą wymieniłem na nową. Na nocleg zatrzymałem się w miejscowości Gałbutów.

Dzień piąty - 94 km, czas jazdy 5.30

Dzisiejszy etap był upalny, mimo to zrobiłem 94 kilometry. Na szczęście nie było już podjazdów, gdyż jechałem wzdłuż Wisły. Etap był także nudny, bo sfotografowałem jedynie dwa pomniki, dwa kościoły, w tym jeden drewniany klasy 0 w miejscowości Gawłuszowice i przydrożną kapliczkę, których jest mnóstwo w tych okolicach.

Jedna z wielu kapliczek na trasie

Pomnik upamiętniający zestrzelenie samolotu brytyjskiego w 1944 roku w Sadkowej Górze


Kościół w Gawłuszowicach

Noc spędziłem w Rożniatach, 100 metrów od Wisły.

Dzień szósty - 53 km, czas jazdy 3.35

W następnej, nadwiślańskiej miejscowości Zaduszniki, moją ciekawość wzbudził kawałek muru z wmurowaną tablicą pamiątkową. Okazało się, że w tym miejscu stał przed laty dom rodzinny Ignacego Łukasiewicza, wynalazcy lampy naftowej. Czasem jedzie sobie człowiek, jedzie, a tu takie niespodzianki. W miejscowości tej sfotografowałem jeszcze wielki, kolejowy most na Wiśle.

W tym miejscu stał dom wynalazcy lampy naftowej I. Łukasiewicza

Wiadukt kolejowy na Wiśle w Zadusznikach


Na tym terenie w wioskach można spotkać sporo urokliwych chat

Po kilku kilometrach dotarłem do jednego z celów wyprawy - malowniczego zamku w Baranowie Sandomierskim. To tutaj kręcono znany serial "Czarne chmury". Tym razem znowu miałem pecha, bo na dziedzińcu budowano namiot weselny, gdyż zamek oferuje także usługi komercyjne typu wesela i noclegi. Tak więc nici ze zdjęć dziedzińca. Na szczęście ujęcia z drona mi to wynagrodziły.

Zamek w Baranowie Sandomierskim

Po zwiedzeniu zamkowych wnętrz dotarłem nad wielkie Jezioro Tarnobrzeskie. Mieszkańcy miasta mają wspaniałe miejsce do wypoczynku, bo kilkukilometrowa plaża z piękną ścieżką rowerową i różnoraką infrastrukturą stwarza ku temu warunki.

Jezioro Tarnobrzeskie

Chwilę później wjechałem do miasta. Niestety Rynek mnie nie zachwycił i poza zamkiem nie było tu nic szczególnego do sfotografowania.

Zamek w Tarnobrzegu

Za to kolejne miasto, kilka kilometrów dalej, po prostu mnie zauroczyło. A mowa o mieście Ojca Mateusza - Sandomierzu. Oczywiście znałem słynny Ratusz, ale nie spodziewałem się, że starówka pełna zabytków, jest aż tak urokliwa. Widać, że serial bardzo rozreklamował miasto, gdyż turystów tu sporo.

Sandomierz


Starówka w Sandomierzu

Na Starówce w Sandomierzu

Brama Opatowska w Sandomierzu

Zamek w Sandomierzu

Niestety znowu dotarłem w fajne miejsce wieczorem i było niewiele czasu na zwiedzanie. Kiedy już miałem wyjeżdżać, zobaczyłem reklamę pola namiotowego, więc postanowiłem tu przenocować. Niestety pole usytuowane jest w fatalnym miejscu, tuż przy bardzo ruchliwej trasie, ale nie było wyjścia.

Nocleg na polu namiotowym w Sandomierzu

...

Przejdź do części 2


Komentarze

Trochę nudy, nie da się tego czytać a zdjęcia dość przeciętne.
zgłoś komentarz
super,dobrze mieć taką pasję,niestety w dzisiejszych czasach ,jest coraz mniej czasu na takie podróże
zgłoś komentarz

Dodaj Komentarz

Musisz być zalogowany, aby dodać komentarz.