Rozmowa z Kają Filaczyńską - lekarką, kandydatką Lewicy do Sejmu
Data utworzenia: 03 październik 2023, 22:15
Kaja Filaczyńska - lekarka endokrynolożka, specjalistka od leczenia otyłości. Od 2015 roku działa w partii Razem. W 2017 roku brała czynny udział w protestach Porozumienia Rezydentów, domagających się wyższych płac dla młodych lekarzy i większych nakładów na ochronę zdrowia. W 2021 była częścią inicjatywy Medycy na Granicy, niosącej pomoc humanitarną osobom przebywającym na granicy polsko-białoruskiej. Kandyduje do Sejmu w okręgu 1 (Legnica - Jelenia Góra) z miejsca 3, z listy KW Lewica.
Co będzie Twoim priorytetem w Sejmie?
Nie będzie zaskoczeniem, kiedy odpowiem - zdrowie. Jestem lekarką, specjalizuję się w endokrynologii i leczeniu otyłości. Po medycynie poszłam na studia podyplomowe z zarządzania ochroną zdrowia. W codziennej pracy, w rozmowach z pacjentami widzę, co nie działa w polskim systemie i wiem, jak to zmienić.
Od czego należy zacząć zmiany?
Po pierwsze - od znacznego wzrostu nakładów. Nie ma sensu się oszukiwać, od mieszania herbata nie zrobi się słodsza. Od dekad ochrona zdrowia jest przedmiotem oszczędności, cięć. Ciągle słyszymy, że zdrowie wcale nie potrzebuje dodatkowych środków, tylko lepszego zarządzania. Nie da się racjonalnie zarządzać systemem, w którym tak bardzo brakuje pieniędzy. To był jeden z podstawowych postulatów strajku głodowego Porozumienia Rezydentów, w którym brałam udział w 2017 roku - znacznie większe nakłady na zdrowie. Do tej pory nie został on spełniony.
Zdaniem Polaków i Polek największy problem publicznej ochrony zdrowia to kolejki do specjalistów. Czy Lewica ma plan, jak sobie z tym poradzić?
Tak. Pierwsza sprawa - lekarze specjaliści powinni się zajmować leczeniem, a nie pracą administracyjną. Jest ich w Polsce za mało, ich czas jest cenny. Państwo dość dobrze ich opłaca, a potem każe ślęczeć nad papierami. Do pracy administracyjnej trzeba zatrudnić osoby bez medycznego wykształcenia, ono w ogóle nie jest potrzebne. Polski system bardzo oszczędza na pracownikach niemedycznych - brakuje rejestratorek w przychodniach, salowych w szpitalach, opiekunów, lekarze nie mają asystentów. To błąd.
Druga rzecz to większe kompetencje i finansowanie medycyny rodzinnej. Dzisiaj lekarz rodzinny może zlecić więcej badań niż kiedyś, ale ma za mały budżet i za długo oczekuje na wyniki badań. Dziś przychodzi pacjent ze spuchniętą nogą, a lekarz rodzinny może zlecić prześwietlenie czy usg, ale na wynik czeka dwa tygodnie, więc kieruje osobę na SOR i do ortopedy, bo tak szybciej i bezpieczniej. To marnowanie czasu wszystkich - pacjenta, który z bolącą nogą musi się tułać z przychodni do SOR, lekarza pierwszego kontaktu, ortopedy, rejestratorek. Powinniśmy mieć po prostu dobrze wyposażone gabinety lekarzy pierwszego kontaktu, z szybkim dostępem do badań, do porady pielęgniarskiej, psychologów czy dietetyków. I koordynatorów opieki, którzy pomogą się poruszać w systemie, ustalić termin wizyty.
Trzecia sprawa to więcej miejsc na specjalizacjach. To oczywiście przyniesie skutki za kilka lat, ale prawda jest taka, że mamy w Polsce po prostu za mało lekarzy specjalistów.
Jesteś lekarką zaangażowaną politycznie - w 2020 roku, przed ogłoszeniem wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji, zebrałaś głosy ponad tysiąca lekarzy przeciwko nowym przepisom. Uważasz, że lekarze powinni angażować się w spory polityczne?
Jeśli polityka wkracza z butami w zdrowie i życie ich pacjentów i pacjentek - jak najbardziej. Zakaz aborcji po prostu szkodzi kobietom, stwarza dla nich bezpośrednie zagrożenie. Ochrona zdrowia to nie powinno być pole do wojny światopoglądowej, rolą lekarza nie jest ocena moralna ani ewangelizacja. My mamy leczyć i nieść ulgę w cierpieniu, a nie je zadawać. Odbieranie kobietom prawa do aborcji, zwłaszcza w przypadku wad płodu, to zadawanie cierpienia - prowadzi do depresji, zaburzeń lękowych, czasem nawet zespołu stresu pourazowego, PTSD. Wiemy już, że polskie prawo zagraża życiu kobiet, tak jak to się stało w przypadku Izabeli z Pszczyny czy Doroty z Nowego Targu. Dla mnie sprawa jest jasna - państwo nakazuje dzisiaj lekarzom łamanie Kodeksu Etyki Lekarskiej i potrzebny jest wyraźny, silny głos, że nie ma na to zgody ze strony środowiska.