Góry dla leniwych – część 4. Opuszczamy Szrenicę.
Data utworzenia: 13 czerwiec 2014, 10:40 Wszystkich komentarzy: 0
Czas wreszcie zejść ze Szrenicy. Przepraszam wszystkich moich czytelników, że utknęliśmy na tak długo na szczycie. Wszystkiemu winni Husyci. Chociaż nie. Sam sobie jestem winien, gdyż dotarłem do informacji, w której znajdowała się data najazdu Husytów na Chojnów. Potem proboszcz, ksiądz Marek, wyraził zgodę na zorganizowanie wejść na wieżę naszego Dużego Kościoła w Chojnowie. Heniu Czapski i Paweł Wróbel zgodzili się mi pomóc, a Karolina z Olką obsługiwały mobilne biuro podróży pod kościołem. W ostatnią sobotę wchodziłem ponownie. Pięć wejść i około stu uczestników.
Udało się policzyć schody. Do poziomu rynku jest ich 176. A wysokość? To następnym razem.
Czas wrócić w góry.
To co? Drogą na dół, w lewo do Trzech Świnek. Potem Mokra Przełęcz i w lewo, zielonym do górnej stacji wyciągu na Szrenicę. Koniec.
Wiecie, że to jest opis całej trasy. Jak lenistwo, to lenistwo. Już widzę jak tracę tę panią z basenu, która spotyka się z inną panią na tymże basenie. Osierociłbym grupę Legniczanki. Namieszałbym i to zdrowo. Wiosna powiedziałaby, że Profesor nie byłby Profesorem. Bonka z Alką przestały się dziwić dawno temu. Poważnie. Dojrzewam do pomysłu, o którym już wam kiedyś wspominałem. Zapomnieliście? Może i dobrze. Znam już trasę naszej wyprawy. Nie znam tylko terminu. Szczegóły niebawem. Wieża była takim sprawdzianem.
Jeszcze na moment powrócę do wycieczki na wieżę chojnowskiego kościoła. Potwierdziły się moje przypuszczenia. Uderzenie w pierwszy stopień nastąpiło od strony drzwi. Najprawdopodobniej zrobiono to ściągniętymi drzwiami. Uszkodzeniu uległ tylko fragment stopnia, który tworzył środkową kolumnę. Następne uderzenie również było wykonane od strony drzwi. Uszkodzeniu uległ już większy fragment stopnia. Tak uszkodzono pierwszych sześć stopni. Potem poszło już łatwo. Od siódmego stopnia uderzenia następowały od góry.
Jak zeszli? Zeszli tak jak weszli. Pozostałości zniszczonych schodów umożliwiały zejście. Wystarczyło zaprzeć się czymś o przeciwległą ścianę i rozwalone schody nie stanowiły przeszkody. Fajnie się to pisze. Niemniej jednak tak zeszli, gdy Husyci opuścili Chojnów.
Wyobraźcie sobie, że to wszystko jest zapisane w zniszczonych stopniach schodów na wieżę chojnowskiego kościoła. Szkoda, że kamienie milczą.
Zwierzu podał mi inną wersję wybuchu furii wśród Husytów, która doprowadziła do chojnowskiej rzezi. Okup za spokój. Coś nie poszło po myśli chojnowskich mieszczan. Dali za mało lub uważali, że nie ma sensu płacić. Przecież miasto było bezbronne. Może ominą Chojnów i pójdą na bogatszą Legnicę? Nie. Mieszczanie mieli coś bardzo cennego. Co? Życie.
Zabrali wszystko i tylko tym piętnastu, którzy schronili się na wieży kościoła, udało się zachować życie. Może dlatego nie odbudowano schodów? Może?
Góry czekają.
Lenistwo. Najgorzej wyjść ze schroniska. Fajnie jak dopisuje pogoda. A jak pogoda jest taka, że psa nie wyrzuciłoby się na dwór? Psa jak psa? Wrzucamy szpej na grzbiet i spadamy. Moi koledzy musieli to robić kilka razy dziennie, gdyż ogródek meteorologiczny znajdował się poniżej szczytu Szrenicy. Kiedyś stacja meteorologiczna Uniwersytetu Wrocławskiego Instytutu Geografii Zakładu Meteorologii i Klimatologii znajdowała się na szczycie. Baraku od dawna już nie ma. Stacje potem przeniesiono do schroniska, by ją ostatecznie zlikwidować. Dzisiaj straszy jedynie ogródek meteorologiczny, który mijamy po lewej stronie.
A! Zapomniałem dodać, że schodzimy drogą jezdną do podnóża szczytu, gdzie przebiega czerwony szlak.
Wiecie, że była to pierwsza stacja rejestrująca każde uderzenie wilgotnych i chłodnych mas powietrza z nad Morza Północnego i Atlantyku. Dlatego Karkonosze są chłodniejsze od wyższych Tatr. Są pierwszą przeszkodą dla tych mas powietrza. A pogoda? A pogoda tu jest taka jak każda kobieta. Nieobliczalna, nieprzewidywalna, kapryśna i zaskakująca ze wszystkimi konsekwencjami tego czego nie wypada pisać w tekstach, które mogą czytać niepełnoletni. Co mam na myśli? Nic zdrożnego. Każdy z was będzie miał inne skojarzenia. Pogodowe… Oczywiście.
Doszliśmy do czerwonego szlaku. Lubię to miejsce. Zrobiłem tu fajne zdjęcia. Jedno zimą, a drugie latem. Na zdjęciu jest mój młodszy syn. W tamtych czasach robił za królika doświadczalnego. Za kogo? Przez dwa lata uczyłem się prowadzić wycieczki, w których braliby udział uczniowie młodszych klas. Jakich? Młodszych. On miał pięć. Tamci byli trochę starsi.
Na zimowym zdjęcie kuca pod słupkiem, na którym znajdują się tabliczki z informacjami o szlakach. Na letnim nie kuca, bo stoi. A tabliczki? A te same tabliczki są wysoko. Te dwa zdjęcia dają wyobrażenie o grubości warstwy śniegu, który tu często zalega zimą. Bagatela. Tylko ponad dwa metry.
Wiecie, że zimą często znika tu kosodrzewina. Nie kłamię. Znika. Znika właśnie pod śniegiem.
Teraz w lewo i powędrujemy czerwonym szlakiem w kierunku Mokrej Przełęczy. Przed nami Trzy Świnki. Jesienią zeszłego roku spotkałem młodego człowieka, który znał legendę o Trzech Świnkach. Padłem niemalże z wrażenia. Wiem, że ją wielokrotnie powtarzałem. Wiem, że też ją znacie. Niemniej jednak muszę ją opowiedzieć tym nowym. Dlaczego? Przecież to góry dla leniwych i oni z lenistwa nie będą szukać tych świnek w sieci.
Jak ktoś chce to może ten fragment opuścić.
Kiedyś Liczyrzepa zapragnął poznać życie ludzi i ich pracę. Było to w czasach kiedy na emeryturę przechodziło się nogami do przodu. Zatrudnił się u Antoniego Głądały z Piechowic. Ów Głądała był poważnym biznesmenem w branży hodowlanej. Mówiąc trywialnie, zajmował się hodowlą świń. Liczyrzepa został zatrudniony na stanowisku niewykwalifikowanej pomocy w gospodarstwie hodowlanym, czyli został świniopasem. Był bardzo wydajnym i pojętnym pracownikiem. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że przyczynił się do licznych zwolnień grupowych, To, że nie został ogłoszony strajk, Głądała zawdzięczał temu, że nigdy nie zgodził się na założenie PKŚZZ (podstawowa komórka świniopaskich związków zawodowych).
Gdy kończyła się śmieciowa umowa Liczyrzepy, Antoni Głądała chcąc zatrzymać go, wpadł na chytry pomysł. Postanowił wrobić Liczyrzepę w kradzież świń. Mówiąc ponownie trywialnie, Głądała postanowił Liczyrzepie podłożyć świnie, a raczej trzy świnie. I dzisiaj takie rzeczy są na porządku dziennym.
Włożył świnie do worka i ukrył je w górach. Domyślacie się, że ukrył je pod Szrenicą. Zgadza się.
Następnego dnia Głądała przeliczył świnie. Wiedział, że będzie brakować trzech świń. Niemniej jednak oskarżył o kradzież Liczyrzepę. Karą miało być przepracowanie dziesięciu lat przy głądałowych świniach. Legenda nic nie wspomina o umowie o pracę. Można przypuszczać, że Liczyrzepa miał pracować na czarno.
Głądała się przeliczył. Nie wiedział z kim zadarł. Naruszając nietykalność cielesną Głądały, Liczyrzepa przerzucił go sobie przez ramię i zaniósł pod Szrenicę. Tu go postawił, coś wyszeptał, a świnie zaczęły puchnąć w oczach. Gdy stały się wielkie jak domy, pękły i zamieniły się w skały. Stoją tam do dnia dzisiejszego i mają przypominać o skąpstwie i nieuczciwości Głądały. Czy tylko Głądały?
Przed nami Mokra Przełęcz. Ta skałka dalej to Twarożnik. Najprawdopodobniej to jedyna skałka w Karkonoszach, która na szczycie ma słupek graniczny.
A my co robimy teraz? Skręcając w prawo doszlibyśmy do Voseckiej boudy. Idąc prosto dotarlibyśmy pod Śnieżkę. Pójdziemy tam? Może innym razem.
Dochodząc do czarnego szlaku łączącego Szrenicę z Mokrą Przełęczą musimy skręcić w lewo na zielony szlak. Tu zbiegają się trzy szlaki: czerwony, czarny i zielony. Zielony szlak obiega szczyt Szrenicy. Można nim dojść na Halę Szrenicką. Wędrując nim dojdziemy do górnej stacji wyciągu krzesełkowego na Szrenicę. Ścieżka trawersuje wschodni i północny stok Szrenicy. Po prawej stronie rozpościera się panorama na Główny Grzbiet Karkonoszy. Ta kupka kamieni na grzbiecie to Łabski Szczyt, poniżej którego znajduje się schronisko Pod Łabskim Szczytem. Za Łabskim Szczytem wyłaniają się Śnieżne Kotły. A pod nami? A pod nami mamy Kocioł Szrenicki. Jak możecie się zorientować nie jest to kocioł polodowcowy. Jest to kocioł niwalny, który powstał za sprawa gromadzącego się tu śniegu. Górna krawędź kotła pozbawiona jest roślinności, gdyż tu zalega najdłużej śnieg, a woda wypływająca spod płata śniegu wypłukuje drobne cząstki gleby i zwietrzeliny. Tak kocioł się powiększa.
Dlaczego nie powstał tu lodowiec? Z braku śniegu. Ważną role w tworzeniu się lodowców w Karkonoszach odgrywały spłaszczone powierzchnie grzbietu tych gór. Tu śnieg się gromadził, a wiatr nawiewał w zagłębienia terenu, które początkowo były kotłami niwalnymi, a następnie przekształcały się w kotły lodowcowe. Okolice Szrenicy nie są płaskie i śniegu było niewiele. Również sama Szrenica przeszkadzała w swobodnym przemieszczaniu się śniegu. Dlatego jest tylko kocioł niwalny związany z działalnością topniejących wód wypływających spod płata śniegu.
I jeszcze jedna ważna rzecz. Te zagłębienia terenu powstały początkowo w wyniku erozji wstecznej lejów źródliskowych licznych potoków, które mają tu swoje źródła. Również dzisiaj kocioł u podnóża Szrenicy stanowi lej źródliskowy Szrenickiego Potoku. Nie znajdziecie tu jednej skoncentrowanej strugi wodnej. Są tu liczne małe strugi, które na dnie kotła łączą się w jeden potok. Wiele z tych strug wody w górnej części kotła przecina Mokra Ścieżka.
Niemniej jednak tego terenu nie należy lekceważyć. Kocioł Szrenicki to następny obszar występowania lawin. To warto pamiętać.
Po lewej stronie mijamy gołoborze opadające spod szczytu Szrenicy do Szrenickiego Kotła. Kanciasty kształt granitowych głazów świadczy, że gołoborze powstało za sprawą niskich temperatur. Tu także widać jaką rolę pełni kosodrzewina. Płaty jej wdzierają się między głazy uniemożliwiając im przemieszczanie się w dół stoku.
Ścieżka ta ma jeszcze jeden walor. Zamiast pod nogi popatrzcie w prawo. Rozpościera się tu panorama na północny stok głównego grzbietu Karkonoszy, Łabski Szczyt, Śnieżne Kotły, Wielki Szyszak i Kotlinę Jeleniogórską.
Widać również koniec naszej trasy, gdyż doszliśmy do górnej stacji wyciągu krzesełkowego.
Co dalej? Kajakowy czerwiec i … Pomyślę.
Tak naprawdę to będzie mało czasu na myślenie. Rekonesans górnego odcinka trasy tegorocznego spływu Skorą był ciekawy i zmusza organizatorów do podjęcia trudnej decyzji. Opada poziom wody w rzece. Kamieniste dno Zębów Mądrości Skory. Liczne stare i uszkodzone progi korekcyjne. No i widoki, które rekompensują trudy pokonania górnego odcinka. Najprawdopodobniej decyzja o miejscu startu spływu zapadnie w ostatniej chwili.
Jak jest fajnie tam wyżej niech świadczy spód mojego kajaka, który miejscami przypomina spotkania pierwszego stopnia z tarczą szlifierki kątowej.
Trochę deszczu i będzie fajnie.
Jerzy Kucharski